W zamierzeniu autorki z jej książkami miało być tak:
Ich pierwsze wydania miały być artystyczne i niskonakładowe, a dopiero drugie typowe. W ogóle nie planowała robienia e-książek. Zwłaszcza, że nie umie. Dla książki 1 i 2 starała się o tekst komentarza do jej treści, o który poprosiła listownie pewnego francuskiego zakonnika. Obie książki przetłumaczyła jej na j. francuski pewna znakomita romanistka. Wysłała więc tłumaczenia, prośbę i jeszcze trzy różańce, żeby upewnić o jej katolickiej wierze. Już bardzo dawno wysłała, kilka lat temu (9 lub 10 lat temu [dziś mamy rok Boży 2023]), ale jak dotąd nie otrzymała odpowiedzi i pewnie już nie otrzyma, gdyż... zmienił się jej adres zamieszkania.
Duchowe dobro:
dokument Jezus Chrystus dawcą wody żywej. Refleksja chrześcijańska na temat NEW AGE
Moje świadectwa (książka 1 i 3) są w pewnym sensie odpowiedzią na zachętę (żeby się na te tematy, o których mówią ich tytuły próbować wypowiadać), na którą trafiłam w dokumencie Jezus Chrystus dawcą wody żywej. Refleksja chrześcijańska na temat NEW AGE, Poznań 2003. Innymi słowy bez tego dokumentu Papieskiej Rady d/s Kultury i Papieskiej Rady d/s Dialogu Międzyreligijnego nie byłoby tych moich świadectw, w których dość istotne jest to, że byłam tego świadopoglądu ofiarą, czyli osobą poszkodowaną, nie zdającą sobie sprawy z niebezpieczeństw tego typu ruchów. Mówię o latach 1997–2003. Dlaczego w ogóle znalazłam się w przestrzeni oddziaływania tego typu ruchów? Dlatego, że urodziłam się za Żelazną Kurtyną, więc nie miałam skąd wziąć w 2-giej poł. lat 90-tych zeszłego wieku na ten temat żadnych wiarygodnych ostrzeżeń. Praktykowałam hatha-jogę przez ok. 5 lat, dla sportu, a mówiąc dokładniej: w celach rehabilitacyjnych, gdyż przekonały mnie argumenty nauczycieli ćwiczeń, że można tak do tego podejść. Wyspowiadałam się z tych praktyk w lutym 2003 roku, choć obiektywnie nie musiałam, gdyż nie miałam żadnej woli czynienia zła (nie miałam pojęcia, że to rodzaj ascetycznej walki duchowej w innej religii, więc dla katolika jest walką zuchwałą, czyli moralnie nie może), a wręcz przeciwnie: zrobiłam to, co zalecił mi lekarz ortopeda, czyli znalazłam dla siebie jakąś dobrą formę regularnej fizycznej aktywności. Wyspowiadałam się (usznie!) po to, żeby okazać Kościołowi Rzymskokatolickiemu moją dobrą wolę na ten temat, a także po to, żeby błagać bezpośrednio Pana Jezusa o uwolnienia z różnych, skomplikowanych duchowych zależności, których ćwicząc nabawiłam się. Tak się czasem robi.
Ostrzeżenie przed jogą
12 kwietnia 2018 roku, na witrynie Radia Watykańskiego trafiłam na dziennikarską notatkę pt. Indyjscy biskupi: joga jest niezgodna z doktryną chrześcijańską. Może zacytuję fragment, gdyż ujmuje dobrze istotę problemu: Hinduscy biskupi podreślają, że pomimo iż praktyka ta wyrosła ze świeckich tradycji, rozprzestrzeniła się przez wpływ hinduizmu i bramińskiej dominacji. Istnieje niebezpieczeństwo, że gesty i ćwiczenia fizyczne mogą stać się bałwochwalcze same w sobie i zbyt łatwo można pomylić doświadczenia fizyczne płynące z jogi, z działaniem Ducha Świętego — ostrzegają hierarchowie. Rozeznałam to samo, ale dokładniej (przez to, że przez kilka lat ćwiczyłam [epizod w 1993, potem od sierpnia 1996 do listopada 2001, oraz od maja 2002 do 12-go lutego 2003]).
Dokładniej oznacza to następującą rzeczywistość: te gesty i ćwiczenia są bałwochwalcze niejako w ich „naturze”, ale niekoniecznie są osobistymi grzechami ćwiczących, gdyż nie każdy jest tego osobiście świadom. Ćwiczenia jednak mimo to sprawiają skutek duchowych zniewoleń (choć o różnej skali ciężkości), trudnych i bardzo trudnych do przezwyciężenia. Dodam, że skali tych zniewoleń nie da rozeznać, w czasie, gdy się ćwiczy w dobrej wierze. Potrzeba do tego kilku lub nawet kilkunastu lat od czasu pełnego nawrócenia (od całkowitego porzucenia tych praktyk ze względu na treść I-go przykazania Dekalogu, a następnie od spowiedzi z tego grzechu z osobistym przekonaniem i założeniem, że tak naprawdę nie ma możliwości, aby na 100% rozpoznać czy nie było zaangażowania własnej wolnej woli przy udziale świadomości co do ciężkości „materii” tego grzechu, jeśli się intensywnie ćwiczyło, co w większości przypadków czyni możliwą spowiedź z tego grzechu: z grzechu praktykowania hatha-jogi; właśnie ważna spowiedź otwiera duchową drogę do uwolnień) trwania w nawróceniu na ten temat, i to w duchowych ciemnościach(jeśli ktoś ćwiczył hatha-jogę, przez dłuższy czas ścierają się w jego umyśle dwa rodzaje argumentów, toczy się okrutna duchowa walka i to... [to może być szokujące] w zależności od ułożenia jego ciała soma [im bliżej pozycji porzuconych ćwiczeń, tym trudniej się przekonać do nawrócenia, gdyż tym silniej atakują argumenty przeciw nawróceniu]), żeby dojść do osobistej pewności, że to naprawdę jest niebezpieczne. Choć istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że teraz pójdzie szybciej:
Nawrócenie w ramach 1-szego przykazania Dekalogu
Formalnie nawrócenie dotyczy 1-szego przykazania Dekalogu, czyli najcięższej materii grzechu. Żeby to pojąć, trzeba zdać sobie sprawę, że niektórzy jogini, a zwłaszcza ci najbardziej zaawansowani, odmawiają hymn na cześć władcy małp. Dokładnie to wyklucza możliwość uczestnictwa katolików (i w ogóle chrześcijan) w tych praktykach (udało mi się to tak prosto sformułować 18-go września 2021 roku, w sobotę). Nie wolno tego praktykować, gdyż byłoby to bałwochwalczym kultem (na dodatek jeśli nie własnym, to cudzym, udziałem w cudzym bałwochwalczym kulcie). Nie ma w tym wypadkach wielkiego znaczenia to, że ktoś uważa te ćwiczenia tylko za gimnastykę, gdyż jest to system filozoficzno-religijny, w którym, czy człowiek chce czy nie, nawet czy wie o tym czy nie wie, ktoś inny (ten najbardziej zaawansowany, ten na górze systemu) odmawia ten hymn również za tych, którzy tego nie robią (udział tworzą właśnie te ćwiczenia i pozycje, więc nawet nie trzeba tego mówić), natomiast, że tak się dzieje, okazuje się właśnie dopiero po latach od całkowitej „abstynencji” od tych ćwiczeń.
W naszej zachodniej kulturze można to wyjaśnić zachorowaniem na schizofrenię na szczycie zaawansowania tych praktyk, dlatego w innych kulturach dobrą wolą i ascezą ludzie się tym sposobem doskonalą, ale nam naprawdę nie wolno (w kulturach hinduskich: prawdziwi jogini, czyli ludzie, którzy we własnym sumieniu wybierają drogę przezwyciężania zła w sposób, na jaki im pozwala ich tożsamość kulturowa dochodzą do szczytu ich doskonałości, ale dochodzą jedynie do patu; w ten sposób, że nie tracą integracji nawet odmawiając ten hymn [tu przegrywają, gdyż w tych okolicznościach patem się przegrywa, żeby w ogóle jeszcze mieć szansę na jakikolwiek ratunek {nie powinni się modlić do władcy małp; jednak żeby zrozumieć aż do osobistej pewności dlaczego nie powinni, trzeba pokonać inną trudność: trzeba poznać ćwiczenia duchowne św. Ignacego z Loyoli, gdyż to jest jedyna dostępna człowiekowi nauka duchowna, która pozwala to pojąć; wszyscy inni, czyli idący dalej samodzielnie, wcześniej czy później wylądują w przeświadczeniu, że jednak nie ma się czym przejmować, gdyż wiadomo, że złe duchy są posłuszne Panu Jezusowi}, ale ratuje ich interpretacja tego wydarzenia jako relacji schizofrenicznej {odwrotnej; to akurat jest dostępne w naszej kulturze zachodniej, w chrześcijańskiej kulturze zachodniej}, lub podjęciem praktyki odmawiania tego hymnu ją {tę upragnioną integrację; nam, katolikom, daje ją chrzest, potem jest tylko kwestia jej przyjęcia} pozyskują, więc nie ma możliwości, żeby ich zły duch rozdwoił, gdyż w furii, której nie może przejawić być może wrzuca w nich ten ostatni od siebie prezent, żeby ich nadąć wreszcie pychą i w ten sposób „pozyskać” {zniewolić}, ale za to tworzy im się w umyśle ta odwrotność wyznania czci]; wtedy właśnie uznanie tego w naszej kulturze zachodniej za reakcję schizofreniczną ratuje ich i pozwala na poszukiwanie dalszej drogi ratunku [w tym sensie potrzebują naszej pomocy, a pomocą jest prawdziwy egzorcyzm {nawet wytrwała modlitwa różańcowa, a także ważna spowiedź uszna, posługa prawdziwego księdza egzorcysty, czyli ,to czym dysponuje Kościół Katolicki}]).
Na to nie pomoże nasze zachodnie leczenie psychiatryczne (to skrót myślowy, który trzeba rozumieć tak: pomoże o tyle, o ile farmakologią psychiatryczną wydostanie człowieka z tych pozycji, ale jeśli leczony tego chce lub zgodzi się przyjąć taką pomoc [kto stał na głowie, potem jakiś czas leży i na pewno nie może ćwiczyć, gdyż po środkach psychotropowych ciało soma robi się z przeproszeniem sztywne {nawet jeśli chce, nie wejdzie w te pozycje}]), ale problem jest natury duchowej (bierze się z jakiegoś stopnia zaangażowania wolnej woli i rozumu ćwiczącego, choć może być trudno rozpoznać skalę tego zaangażowania), potrzeba więc do pełnego uwolnienia jakiejś formy egzorcyzmu (istnieje ryzyko i pozostaje to ryzyko też potem, jeśli braknie pełnego nawrócenia, czyli braknie ważnej spowiedzi z tego grzechu, a ktoś poprzestanie na samym porzuceniu ćwiczeń, że hymnu tego w zaawansowanych praktykach nie odmawia już człowiek, ale siły duchowe, które nim zawładnęły; w tym sensie każdy, również hindus, może być ofiarą [osobą poszkodowaną, której da się pomóc] co jeszcze wymaga rozeznawania i ogromu modlitwy różańcowej, osobistej i wstawienniczej). Do decyzji nawrócenia z bałwochwalczych praktyk jogi dochodzi się najpierw decyzją woli (mam teraz na myśli osoby ochrzczone), z zaufaniem komuś na ten temat, początkowo wbrew własnemu przekonaniu i w bezwarunkowym oddaniu siebie Duchowi Świętemu, a wychodzenie daje podobne doświadczenie jak zwycięstwo nad nałogiem alkoholowym („nie wolno wcale”).
Pozostaje temat ćwiczeń oddechowych. Jak sobie poradzić z tym obciążeniem? Tylko tak: oddaniem własnego oddechu Duchowi Świętemu, całkowitą rezygnacją z ćwiczeń oddechowych, rezygnacją z kontrolowania własnego oddechu, a następnie systematyczną, nawet codzienną, modlitwą różańcową. To może być nawet tylko 1 tajemnica dziennie; w Żywym Różańcu, albo w samotności. Pozostaje jeszcze kwestia jak pomóc odejść od tych praktyk niekatolikom, gdyby chcieli. Naprawdę nie wiem; dzielę się tu tylko własnym, dość traumatycznym doświadczeniem kilku lat, sprzed wielu lat. Ale mogłabym dodać do tego takie spostrzeżenie: w gorszej sytuacji są ci, którzy ćwiczą i uczą, niż ci, którzy tylko ćwiczą, więc kto tylko ćwiczy, łatwiej zrezygnuje. Ponadto jak wiemy z nauczania św. Teresy od Jezusa, Doktora Kościoła, czasem wystarczy dobra wola (ktoś naprawdę chciał jak najlepiej) i już człowiek nie ginie.
Jak mogą pomagać ludziom dobrej woli w chrześcijaństwie zachodnim nawróceni jogini?
W prosty sposób, np. przez mówienie innym, że tej a tej postawy ciała na pewno należy unikać, że jakieś ćwiczenie proponowane przez rehabilitanta nie jest zwykłym ćwiczeniem, ale praktyką inicjacyjną w ezoteryzm, więc jest na pewno bardzo niebezpieczne i z całą pewnością należy je odrzucić, zastąpić czymś innym. Dodam, że jeśli gdzieś napisałam, że jogini mogliby w czymś pomagać, to jest to oczywiście skrót myślowy, na takiej samej zasadzie, jak mówimy, że w rozumieniu choroby alkoholowej pomagają sami alkoholicy (chodzi więc zawsze w pierwszej sytuacji o osoby nawrócone, a w drugiej o osoby, które po rozpoznaniu choroby alkoholowej przestały pić).
Kto już jest na ten temat na drodze nawrócenia, może skorzystać z metody, którą znam od Ojców Karmelitów Bosych, a która polega na unikaniu bałwochwalstwa przez skupienie uwagi na tym co na pewno dobre, czyli przez zajmowanie się dobrem, a nie grzechem. W celu uniknięcia pokusy rozpaczy.
Jak pomóc ćwiczącym hatha-jogę, którzy nie są katolikami, a na pewno są ludźmi dobrej woli?
W pierwszej kolejności warto nauczyć się pamiętać, że po człowieku ćwiczącym hatha-jogę na pewno nie widać, że bardzo cierpi, jeśli cierpi (jest przepięknie wyrzeźbiony i wygląda na szczęśliwego, jedyne co, to brak adekwatności jego wyglądu do wieku w jego peselu; jeśli zwija się z jakiegoś bólu, np. powodu bólu woreczka żółciowego, wygląda niewiarygodnie, wygląda na symulanta, gdyż... pięknie wygląda). W drugiej kolejności trzeba pamiętać, że pomoc może okazać się niebezpieczna dla pomagającego (czasem dzieje się coś podobnego do tych sytuacji, w których bezdomny po otrzymanej pomocy zostaje zbity przez innych bezdomnych z zawiści i zazdrości). Dopiero wtedy można więc cokolwiek pomóc, jeśli się uda przewidzieć skutki gestów pomocy, zarówno dla siebie, jak i dla poszkodowanego.
A jak pomóc ćwiczącym hatha-jogę, którzy są katolikami, a w sumieniu swoim rozeznali, że nie robią niczego złego?
Wydaje mi się, że pomoże inkulturacja. Niektórzy zmieniają nie tyle swoją religię (religię, w której się wychowali), co swoją kulturę, a inną kulturę można próbować jakoś inkulturować. W taki właśnie sposób jedni z jogi nawracają się, a inni ćwiczą dalej. Jedni i drudzy ze spokojnym sumieniem. Pomóc może też rozpoznawanie i oznaczanie ewidentnych oszczerstw, a następnie tworzenie tamy dla różnych, wytworzonych z tych oszczerstw, plotek. Jednak nie wolno przy tym zapomnieć o prawdziwych duchowych zagrożeniach płynących z tych praktyk. One naprawdę są niebezpieczne!
Jak może pomóc inkulturacja? Najpierw potrzebne jest racjonalne rozważanie prawdy na dany temat, np. ćwiczący przyjmują proponowaną filozofię życia, a jeśli filozofię, ich możliwości sięgania nieba zamykają się w możliwościach ludzkiego rozumu. Brakuje więc otwartości na to, co nadprzyrodzone, choć pojawiają się co jakiś czas jej pozory (jej falsyfikaty). W drugiej kolejności poddaje się odkrytą prawdę osądowi moralnemu: Czy to jest na pewno dobre (obiektywnie, jak również dla jakiegoś konkretnego człowieka), albo wystarczająco dobre, czy raczej jest to za słabe, żeby się temu poświęcać całożyciowo, żeby życie miało prawdziwy i dobry smak. Jeśli te dobra (duchowe [prawidłowo rozpoznane z pomocą ludzkiego rozumu i wolnej woli]) są zbyt małe, to po takiej negatywnej ocenie moralnej można to odrzucić, żeby wybrać coś lepszego na dalsze lata swojego życia. Różnice można sprowadzić do podstawowych pojęć: w jodze 1. wiara (w siebie), 2. filozofia, 3. modlitwa; w Kościele Katolickim: 1. wiara (w Boga), 2. modlitwa, 3. sakramenty, 4. filozofia, 5. posługa. Widać wyraźnie co się inkulturowało: wiara, modlitwa, filozofia. Teraz trzeba wybrać dla siebie obiektywnie większe dobro: W co/w kogo chcę wierzyć?, Jak i do kogo chcę się modlić?, a także: Jaką metodą myślenia chcę formować mój światopogląd? KONIEC.
- Tytuł: Zachowaj czujność. Świadectwo o moim wychodzeniu ze światopoglądu New Age
- Autor: Renata Kucharska
- Rok wydania: 2012
- Ilość stron: 88
- Format: 23 x 19 cm
- Oprawa: miękka
- ISBN 978-83-933820-0-2
- Rodzaj książki: autorska
- Uwagi: książka wykonana ręcznie, tekst drukowany małą czcionką
- Ważne: tekst z imprimatur
- Projekt, korekta, skład, druk i wykonanie: Malarstwo i Ty Renata Kucharska
- Dostępność: nakład I-go wydania wyczerpany